Eee sówki dwie

Sówki chodziły za mną odkąd je zobaczyłam. Metaforycznie rzecz jasna, bo są z gliny i same z siebie generalnie nie chodzą. Zobaczyłam je na półce w Zielonych Kotach… Mówię Wam – jeśli jesteście z Gdańska lub okolic, to nie chodźcie tam, bo tam jest tyle pięknych rzeczy, że zawsze – podkreślam ZAWSZE – rzuci mi się w oczy coś, co natychmiast MUSZĘ mieć, choć wcześniej może nawet wcale nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Na przykład gliniane sówki-skarbonki, które można sobie samemu pomalować. Jak pomalować? To akurat wiedziałam od razu, a że wena natychmiast podpowiedziała mi dwa dość różne stylistycznie rozwiązania – wiedziałam, że sówki muszą być dwie…

Ale jeszcze próbowałam być twarda. Jeszcze sobie tłumaczyłam – po co mi skarbonka? A tym bardziej dwie? Dwa razy udało mi się wyjść ze sklepu bez sówek. Co prawda wychodząc żegnałam się z nimi tęsknym wzrokiem, ale też próbowałam sobie wmówić, że przecież absolutnie nie mam już miejsca na żadne „durnostojki”. Nie mam. Serio!

Za trzecim razem jednak nie wytrzymałam. Sówki stały na półce z napisem „przecena”, i choć różnica w cenie była nieznaczna, bo i sówki w ogóle w śmiesznej cenie były, to tym razem uznałam, że to wystarczający ZNAK, że jesteśmy sobie pisane!

No i tak się zaczęła ta historia…
A jak się potoczyła dalej – możecie poczytać na blogu Decoratorium (jeśli nie wiecie – Decoratorium to świetna hurtownia mediów – między innymi firmy DecoArt, która od dłuższego czasu jest moim numerem jeden. Jeśli jednak nie planujecie zakupów hurtowych, to większość tego asortymentu znajdziecie właśnie w sklepie ZieloneKoty.pl – w cenach i ilościach detalicznych).

Galeria