Pozytywne wibracje

Przyznaję – grudzień gdzieś mi trochę jakby uciekł… Przeleciał między palcami – pełen emocji we wszystkich możliwych odcieniach, pełen wzruszeń, i wielogodzinnych rozmów. Na pewno przyniósł też wiele pozytywnych zaskoczeń – wciąż zdumiewa mnie fakt, że mam wokół siebie po prostu dobrych ludzi. I to daje mi też jakieś wzywanie i cel – żeby także się starać być dobrym człowiekiem.
Znów coś się we mnie zmienia, coś układa. Święta, nowy rok – to chyba dla większości z nas mimowolnie czas pewnych podsumowań, postanowień, planów. U mnie do tego pakietu dochodzą jeszcze urodziny, więc w tej końcówce grudnia naprawdę mam takie mocno skondensowane poczucie, że to jest…

...czas zmian.

W zeszłym roku mniej więcej w tym czasie przyszło mi do głowy jedno SŁOWO, które miało mi towarzyszyć przez cały ten 2016 rok i być takim hasłem przewodnim, kierunkowskazem, wytyczną. I było! A potem o nim trochę zapomniałam… Na szczęście pod koniec roku znów do mnie powróciło. Dokładnie wtedy, kiedy potrzebowałam go najbardziej. Nie… Chyba Wam nie powiem, jakie to słowo. Nie ma to zresztą znaczenia dla nikogo poza mną. Ale – dziś chyba przyszło do mnie nowe – na ten następny 2017 rok, w którym chciałabym skupić się na kilku nowych rzeczach, ale też na sobie. Jestem na etapie intensywnego uczenia się siebie na nowo. I ze zdumieniem odkrywam rzeczy, które przecież wiedziałam już dawno, a zgubiłam tę wiedzę po drodze i pozwoliłam sobie zapomnieć. Na nowo uczę się ufać samej sobie.

Grudzień 2016 jest czasem zmian chyba bardziej niż jakikolwiek inny grudzień wcześniej, choć pozornie nie dzieje się nic wielkiego. Ale dosłownie od pierwszego dnia – od 1 grudnia – coś się we mnie mocno poruszyło, a potem zaczęło się zmieniać też wokół.
Zupełnie nie oddaje tego niestety mój instagramowy December Daily – instynktownie staram się go jak najbardziej odciąć od prywatności i nie pokazywać nic nazbyt osobistego, co chyba w sumie jest całkowitym zaprzeczeniem idei samej w sobie, więc efekt jest dość zabawny – co kilka dni mam ochotę już się poddać i ten pomysł porzucić, bo wydaje mi się kompletnie pozbawiony głębszego sensu i „prawdziwej mnie”, ale jednak trochę na siłę, trochę wbrew sobie, trochę z uporu się przełamuję… Cóż – zostało kilka dni. Chyba dam radę – zostawię go „na pamiątkę” tego dziwnego czasu.
Czy powstanie planowany grudniowy albumik? Szczera odpowiedź – nie wiem…
Powstaje za to jednak w tym samym czasie nieco inny projekt – dla odmiany bardzo osobisty. Dopiero nabiera kształtu i nie sądzę, żeby kiedykolwiek nadawał się do publicznego pokazywania, ale może być jedną z najważniejszych rzeczy jakie zrobiłam w tym roku. A mocno  jest związany z pisaniem…

A skoro o pisaniu mowa

Powstał też niedawno poniższy notes – prezent dla pewnej twórczej osoby. Doprawdy nie pamiętam, kiedy ostatni raz zrobiłam coś tak praktycznego i użytecznego jak notes! Żeby nie było niedomówień – to gotowy notes – kupiony w sklepie, ale jego oryginalna okładka swą kiczowatością wołała o pomstę do nieba… Wybrałam go jednak specjalnie, bo okładka mimo swej obrzydliwości była gruba i solidna – idealna do tego, żeby ją przemalować i przerobić po swojemu, a jednocześnie zachować notesową funkcjonalność. A taki był właśnie mój cel.

Mam nadzieję, że niedługo już trafi w ręce nowej właścicielki i że będzie jej służył wytrwale i dzielnie, i że będzie przyciągał przede wszystkim pozytywne wibracje.
A ja w tajemnicy podpowiem, że jeszcze w tym tygodniu pojawi się tu dość osobisty projekt i… filmik. Tak! wciągnęło mnie! Mogę godzinami ciąć, kleić i dopieszczać filmiki. Szkoda tylko, że czas nie jest z gumy!

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Galeria