Ha! Grudzień już się zdążył całkiem rozhulać, a ja wciąż nie opublikowałam mojej urodzinowej wish-listy. I może nawet nie robiłabym tego wcale (nie wiem czy to kwestia wieku, czy takiego punktu w życiu, ale coraz trudniej jest mi znaleźć te 23 produkty. Tym bardziej, że celowo pomijam rzeczy ubraniowe – wychodzę z założenia, że te trzeba mierzyć i wolę je sobie kupować sama), ale już od dwóch tygodni docierają do mnie pytania, czy lista w tym roku będzie.
Historię o tym, jak to człowiek „cierpi”, gdy jego urodziny wypadają 23 grudnia – opowiadałam już tutaj kilkukrotnie. Ale – tym bardziej mam ochotę celebrować ten grudzień, tym bardziej mi miło, gdy ktoś pamięta, tym bardziej chciałabym ten dzień spędzić z ważnymi dla mnie ludźmi.
Jak zwykle na mojej liście znajdują się 23 rzeczy. Bo tak! Bo 23 to moja ulubiona liczba.
Ta lista jest takim prezentownikiem z przymrużeniem oka – z każdego z tych przedmiotów bym się ucieszyła, ale absolutnie ich nie oczekuję. Wzruszę się i ucieszę się z każdych życzeń i czyjejś dobrej myśli, a prezenty… No cóż – oczywiście zawsze są miłym dodatkiem, ale niespodzianki też są super fajne.
Ba! Ta lista służy mi również do tego, żeby sobie uporządkować w głowie i niektóre pozycje kupić sobie sama. Tak! Od wielu lat bowiem kupuję także urodzinowy prezent sama dla siebie i bardzo to lubię!
No więc – oto jest – moja dopieszczona urodzinowa wish-lista 2018! (info dla bliskich – na końcu notki jest link do listy, na której można rezerwować poszczególne pozycje, albo sprawdzić, co już jest zarezerwowane).
- Żeliwny czajniczek na herbatę marzy mi się od dłuższego czasu. Jesienią i zimą marzy mi się jeszcze bardziej. Najlepszy byłby czarny i pękaty. Na przykład taki albo taki. Wolę te pękate, niż te płaskie. Jakoś tak mam.
- Turbany Looks by Luks były w tym roku moim totalnym hitem. Niedawno marka ta zaczęła też produkować opaski, a ja oczywiście jestem nimi zachwycona.
- Kosmetyki z Ministerstwa Dobrego Mydła zdecydowanie uwielbiam, a na Zestaw Piernikowy zdecydowanie mam ochotę. Przetestowałam już wiele ich produktów i na pewno zachwyci mnie wszystko z cynamonem, śliwką czy orzechami. Jestem też wielką fanką ich półkul do kąpieli. Cudeńka!
- Mój portfel bardzo potrzebuje wymiany na nowy, ale wcale nie jest to sprawa łatwa. Otóż potrzebuję więcej przegródek na karty niż „normalny” człowiek. Szukałam długo, oglądałam, porównywałam. To jest właśnie TEN.
- Ta torba to z kolei taki zachwyt od pierwszego wejrzenia. Pasuje mi przecież do wszystkiego!
- Te kolczyki za mną chodzą od miesięcy. Albo jakieś inne, ale długie, dyndające. Raczej surowe i „dzikie”, niż ze świecidełkami. I koniecznie na srebrnym sztyfcie.
- To już taka mała tradycja, że na liście znajduje się torba z Mana Mana. Potem długo się zastanawiam, nie mogę się zdecydować na kolor i tak mija kolejny rok. Tym razem jestem pewna – to ten zestaw kolorystyczny chcę…
- Moje perfumy numer jeden pozostają niezmienne. Ale dobrze jest od czasu do czasu sięgnąć po coś innego. Te dostałam w zeszłym roku i było nam razem cudownie. Chętnie się z nimi zaprzyjaźnię na nowo.
- Uwielbiam ładne książki na bliskie mi tematy. Upatrzyłam sobie na przykład tę…
- …albo tę!
- Ha! Historia z maszyną do pisania jest taka, że miałam taką starą maszynę i wykorzystywałam ją od czasu do czasu. Była stara, paskudnie brzydka i… należała do mojego byłego męża. Zostawił mi ją, bo korzystałam z niej częściej niż on, a poza tym ciężka była w cholerę. Podczas ostatniej przeprowadzki zabrakło mi do niej sił, energii, chęci i miejsca. Ale – autentycznie mi „jej” brakuje. Nie tamtej znaczy się, tylko po prostu starej, ładnej, prawdziwej maszyny do pisania (żaden komputerowy font jej nie zastąpi). Obrazek i link są wyłącznie dla podglądu. Maszyna powinna być najlepiej stara, używana, może być z niemieckimi literami. Ważne, żeby była sprawna, na ile się da „kobieca” (jasne kolory mile widziane. ewentualnie czerń. z brązem mi bardzo nie po drodze) i żeby nie kosztowała majątku.
- Na te perfumy natrafiłam ostatnio przypadkiem. Bardzo mi coś przypominają. A jak już je powąchałam raz, to miałam ochotę na jeszcze i jeszcze i jeszcze.
- Świece zapachowe są zawsze fajnym prezentem. Mam ochotę na przykład na taką. Albo taką. Generalnie – korzennie, słodko, smakowicie i zimowo.
- To też obowiązkowa pozycja na każdej mojej wish-liście – Roczny kurs artystyczny Wanderlust. Polecam z całego serca.
- Od dłuższego czasu szukam ładnych florystycznych plakatów do sypialni. Te są bardzo bardzo.
- Jak to zwykle bywa – światło w mojej łazience nie jest światłem idealnym do robienia makijażu. Jakiś czas temu w hotelowej łazience miałam okazję malować się przy takim właśnie podświetlanym powiększającym lusterku i o mój boże, jaka to była wygoda. Zdecydowanie jest to gadżet, który pomoże moim niezbyt już przecież młodym oczom.
- Bilet otwarty do Teatru Wybrzeże to jest zawsze dobry pomysł. Zawsze.
- Lubię prezenty biżuteryjne. Oplotka chodzi za mną od jakiegoś czasu. Bo ładna, bo fajna, bo wielofunkcyjna. Powtórzę raz jeszcze – zawsze czerń, nigdy brąz. Oraz kolejność upodobań jest taka – różowe złoto, srebro, a na końcu złoto żółte.
- Ha! Ta pozycja może Was zaskoczyć. Otóż pierwszy raz na mojej liście pojawia się alkohol. Ale to jest smak zdecydowanie wart tego, żeby się tu znaleźć. Uwielbiam!
- Ta kopułka w IKEA zawsze chce wskoczyć do mojego koszyka. I zawsze sobie tłumaczę, że może już wystarczy tych „durnostojek”. Ale prawda jest taka, że zdecydowanie pragnę ją mieć. Już ja znajdę dla niej miejsce i zastosowanie.
- Kolacja w restauracji Canis. Po prostu. Jest tam pięknie, bardzo smacznie i zwyczajnie – po mojemu.
- Opaska na oczy z gorczycą jest moim marzeniem od kilku tygodni, gdyż chyba wracają moje problemy z zatokami. (jestem prawie pewna, że to kara za to, że w młodości nie chciałam nosić czapki…). Jeśli miałaby jakoś pachnieć to lawendą lub jaśminem, ale nie wydaje mi się to konieczne.
- A ta pozycja wskoczyła tak nagle i spontanicznie. Rozmawialiśmy ostatnio o książkach i tak mi się jakoś zatęskniło za śmianiem się na głos podczas czytania.
Może i Wam coś zaświtało w głowach, jeśli chodzi o prezenty dla bliskich?
A nawet jeśli nie – to zapewniam, że taka lista to jest bardzo przydatne narzędzie. Moi najbliżsi już naprawdę sami dopytują o listę, ja natomiast za każdym razem jestem autentycznie zaskoczona i rozczulona, gdy trafia do mnie coś z „mojej listy”.
Ba! Powoli udaje mi się namawiać niektórych takich ważnych do tworzenia podobnych list – co i mnie bardzo ułatwia sprawę kupowania prezentów.
[ Jedna sprawa na koniec – ponieważ zdarzały się już sytuacje zdublowania prezentów, albo dopytywania, co już dostałam, a czego nie – postanowiłam wypróbować patent z listą, na której można rezerwować poszczególne pozycje… Lista jest tutaj. Jeśli zamierzasz sprezentować mi, któryś z wyżej wymienionych prezentów – kliknij w przycisk „reserve” przy odpowiedniej pozycji. Jeśli zmienisz zdanie – kliknij w „release”, aby dana rzecz znów była dostępna do rezerwacji. Nie trzeba mieć konta. Zdaje się tylko, że trzeba podać adres e-mail dla potwierdzenia, że jest się człowiekiem. W razie problemów technicznych – proponuję kontakt z mym Ukochanym. Pozycje zaznaczone na żółto – są już zarezerwowane. A ja postaram się na tę listę nie zaglądać aż do świąt! Niech niespodzianka nadal będzie niespodzianką! ]