Mini album, ekscytacja i warsztaty

Tadam tadam! Ależ jestem podekscytowana. Ten dzisiejszy projekt ma specjalne miejsce w moim serduszku. Dużo pracy w niego włożyłam i bardzo skrupulatnie zmieniałam koncepcję sto pięćdziesiąt razy (no dobra – tak naprawdę to ze trzy), żeby w końcu uzyskać efekt, który bardzo bardzo mnie cieszy.
Na początku planowałam zrobić taką ukrytą w pudełku ramkę, ale potem trudno mi się było zdecydować na tylko dwa zdjęcia i w efekcie w pudełeczku jest miejsce na 7 zdjęć. Sprytnie? Sprytnie!

Mam też dobrą wiadomość – ten właśnie albumik będzie przedmiotem wrześniowych warsztatów w Gdańsku. Więcej informacji o warsztatach znajdziesz na końcu tego posta.

Czytaj dalej „Mini album, ekscytacja i warsztaty”

Galeria

Mediowy shadowbox

Nie da się ukryć – nie ogarniam tej kuwety. Lato to stan umysłu i mnie zdecydowanie się ten letni klimat udzielił i ciągnie mnie bardzo do wszelkich form wypoczynku, a jak na złość pracy jakoś jakby więcej, a sił mniej. HA! Ale odliczam już dni do urlopu i mam nadzieję na duuuuużo duuuuużo relaksu.
A póki co – zaległa praca. Odczekała swoje, nie powiem!
Przygotowana w ramach gościnnej współpracy z Agaterią, oczywiście wypełniona mediami DecoArt. Tak sobie myślę, że ciągnie mnie chyba ku niebieskościom ostatnio bardziej niż zwykle. Oraz fun fact – rzuciłam okiem na kilka moich ostatnich wpisów i trzeba powiedzieć, że motyw serca zdecydowanie zdominował w tym roku moje prace. No ciekawe dlaczego… (unikam na tym blogu emotikonek, jak ognia, ale chyba wiesz, że mrugam teraz okiem, co?.

No więc – shadobox. Z sercem. Takim mechanicznym bardziej. Czy to źle? Może właśnie dobrze? Może wszystko w nim chodzi „jak w zegarku”. Bardziej o zabawa formą niż ukryty przekaz, ale z drugiej strony może ma tu jakieś znaczenie fakt, że na serialowej tapecie ostatnio jest „Westworld”?

Czytaj dalej „Mediowy shadowbox”

Mediowy shadowbox

Into the wild

A było to tak…

Kilka dni temu naszło nas na spacer. W całym tym przeprowadzkowo-wnętrzarskim zamieszaniu ostatnich miesięcy nie bardzo był czas na nasze typowe spacery nad morzem. Mamy też teraz trochę dłuższy dojazd nad to morze. Nie żeby to była jakaś wielka przeszkoda, ale jednak trochę ciężej się zmotywować. Postanowiliśmy więc na początek trochę zmienić trasę i stopień trudności – w końcu mamy prawie pod nosem las. Iddealne miejsce na letnie spacery, prawda?

Swoją drogą patrzenie na ten las przez okno jest moim codziennym wyciszającym rytuałem i sprawia mi niezwykle dużo radości. Tak, jak kilka lat temu zachwycałam się wielkimi oknami i widokiem na gdańskie kamieniczki, tak zdecydowanie ta bardzo ograniczona perspektywa w końcu mi zbrzydła i była zdecydowanie nazbyt przytłaczająca. Jaram się teraz przestrzenią i szeroką perspektywą – jaram się jak głupia!

Ciepłe letnie powietrze, niezobowiązujące stroje, wygodne buty… w ostatnim momencie przed wyjście z domu chwyciłam też aparat. (Tu miejsce na kolejną dygresję – przez ostatnich kilka lat aparat służył mi głównie do fotografowania moich prac. Na co dzień korzystałam już raczej tylko z komórki, i to też bardziej kronikarsko niż artystycznie. Ale coś mi się ostatnio poprzestawiało i coraz częściej wybieram aparat, a zdjęcia zdecydowanie wolę obrabiać na komputerze niż na malutkim wyświetlaczu telefonu. Starość, wzrok nie ten, sami rozumiecie.. Ale – czy śledzicie mnie na instagramie? Czy widzieliście te ostatnie zdjęcia? Bardzo mnie cieszy ten mój nowy zapał!)
Aparat przydał się bardzo, ale o tym innym razem, bo nie chcę Was tak nagle zarzucać zbyt dużą ilością zdjęć. Dość powiedzieć, że las jest bardzo fotogeniczny.
Jest też wyciszający i – jak się okazało – działa też dobrze na wenę.

I tak to właśnie wyszłam na ten spacer troszkę na siłę, bo przecież nad głową wisiało mi, że muszę zrobić nową pracę, a nie mam przecież jeszcze nawet pomysłu… A potem zadziały się różne rzeczy. Najpierw przestałam o tym myśleć, zachwycając się szczegółami otaczającej mnie przyrody, wyciszając, ciesząc się miłymi chwilami we dwoje… A potem zaczęłam coraz baczniej przyglądać się przeróżnym patykom, które tak po prostu leżały na ziemi – takie piękne, takie różnorodne, takie inspirujące.

Pomysł na pracę kiełkował i kiełkował w mojej głowie, a gdy wróciliśmy do domu to zaczęłam go realizować prawie natychmiast. Zdecydowanie lubię i tę pracę i tę historię, która za nią stoi.

Czytaj dalej „Into the wild”

Obrazek

Happy home

Dom.
To ostatnio bardzo ważny dla mnie temat.
Ostatnie miesiące wiele w temacie domu zmieniły, a i urządzanie tego nowego nadal trwa, nadal cieszy, nadal ekscytuje. Lubię go szalenie!
Nic dziwnego, że siedziała we mnie potrzeba stworzenia mu jakiejś wizytówki, ozdóbki, magicznego talizmanu. Pomysł kiełkował długo, a potem w końcu zakwitł. I tak oto mam swój malutki talizman – szczęśliwy domek pełen drobiazgów, szczegółów, smaczków.
Przy jego powstawaniu było dużo mediowych zabaw, a to oczywiście świetny pretekst do warsztatów – więcej na ten temat na końcu notki.

Czytaj dalej „Happy home”

Galeria

Czerwcowa kartka z sercem

Dziś ponownie goszczę na blogu Agaterii – producenta polskich stempli, masek i nie tylko.
I całkiem miła to gościna. Jakoś tak z potrzeby serca bardzo zapragnęłam zrobić kartkę. I w głowie miałam od razu stempel (nawiasem mówiąc stempel pożyczyłam od Kasi, bo nadal nie ogarniam swojej pracowni, która w 3/4 nadal jest w kartonach. W – jak się okazuje – bardzo kiepsko opisanych kartonach…), który wpadł mi w oko jakiś czas temu.
To geometryczne serce to taki wzór, który moim zdaniem nie wymaga już żadnych dodatków i „przeszkadzajek” – piękny i dostojny sam w sobie. Wyszło więc nieco minimalistycznie, ale oczywiście nie do końca – znalazło się miejsce na delikatne maźnięcia akwarelami, na delikatny brokatowy wzór z maski, na drobniutkie złocenia na brzegach papieru.
Do kompletu zrobiłam też kopertę z papieru akwarelowego, którą delikatnie ozdobiłam za pomocą stempli i kolorowych plam.
Prosto, czysto, delikatnie tak jakoś?
Chyba mam fazę na łagodność.
Dziś rano do mnie dotarło, że po ostatnich miesiącach ciągłego biegu (Radosnego biegu! Ale jednak wyczerpującego) i załatwiania miliona spraw – w końcu zaczynam powoli wyhamowywać. Bardzo dziwne to uczucie. Ale dobre! Dziś rano do pracy szłam tanecznym krokiem, podśpiewując sobie cicho. Łagodność. Uśmiech. Wiosna!

Czytaj dalej „Czerwcowa kartka z sercem”

Obrazek

#happy – LO

Czy zastanawiasz się czasem ile „przydasiów” (na przykład takich różnych skrawków, kawałków, drobiazgów, których szkoda wyrzucić, bo przecież może kiedyś „przyda się”) ma scraperka po 10 latach takiego hobby?
Jasne – nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ktoś może mieć więcej, ktoś mniej. Każdy ma inne warunki mieszkaniowe, inne potrzeby, inny gust. Ja powiem tak – w moim przypadku jest tego DUŻO. Bardzo dużo. Za dużo! Zabawne też, jak przez lata zmienia się gust, zmieniają potrzeby, zmieniają kierunki, w których pragniemy iść. Refleksji na ten temat mam wiele (najważniejsza jest taka, że naprawdę nie warto kupować wszystkich nowości i wbrew pozorom akurat tej zasady trzymam się już od kilku lat…), ale przede wszystkim wiele pracy. W ostatnich tygodniach musiałam ten cały mój rękodzielniczy majdan spakować w wiele wiele pudeł i przeprowadzić. I to dopiero jest wyzwanie. Nie ciuchy, nie buty, nie kosmetyki. Te segreguję dość łatwo, sprawnie i bez większych sentymentów.
Ale ten scrapowy dobytek… olaboga! Powiem tak – większość stoi nadal w kartonach, a ja próbuję pomalutku je rozpakowywać, starając się wprowadzić jednocześnie jakiś ład i porządek. Zakładam całkiem poważnie, że co najmniej połowa z tych rzeczy jest mi całkowicie zbędna. Ale też są rzeczy, które spakowałam tak, że teraz nie mogę ich znaleźć i to jest dopiero wyzwanie, bo co jak co – ale że zaginęło mi całe pudełko z tuszami, to jest nieco dramatyczna sprawa (choć i tu mam pewną dygresję – owszem posiadam całe niemałe pudełko tuszów. Na dobrą sprawę jednak mogą dla mnie istnieć trzy – czarny StazOn, brązowy Distress i przezroczysty do embossingu).
Ale – do brzegu. Siadłam sobie ostatnio w biuro-arcie (to taki pokój, który łączy funkcję biura i pracowni – copyright by Marcin L.) i zapragnęłam zrobić scrapa. Kiedyś była to forma, po którą sięgałam bardzo często. W niektórych latach tworzyłam kilkadziesiąt scrapów rocznie. Ostatniego scrapa zaś stworzyłam… hmmm… chyba jakiś rok temu?
Z tym większym zapałem, ale też namaszczeniem siadłam do pracy.
A z efektów jestem bardzo zadowolona!

Praca powstała w ramach gościnnej współpracy z Agaterią, a na początku czerwca zapraszam do Gdańska na warsztaty w Zielonych Kotach, gdzie będziemy tworzyć podobne prace (info na końcu notki).

Czytaj dalej „#happy – LO”

#happy – LO

Kartki kartki! Wiosna idzie chyba czyli :)

Dziś ponownie mam przyjemność gościnnie występować na blogu Agaterii. I tym razem mała niespodzianka – otóż – poczyniłam kartki! Tak tak! Kartki…

No cóż – nie pamiętam kiedy ostatni raz robiłam kartki, a już zwłaszcza takie dla siebie, a nie, że ktoś znajomy mnie prosił. Ale tym razem owszem – jakoś mnie tak naszło i zrobiłam je z dużą przyjemnością. Może to wiosna tak na mnie działa, czy coś.

Poszłam znów lekko w stylu glamour – brokatowa pasta, złote przetarcia, złota folia transferowa (jeśli nie wicie, jak jej używać, to polecam mój film na Youtube), nawet cekiny się załapały.

Ach! Ależ mi się te karteczki podobają. No nic nie poradzę – cieszę się z nich ogromnie!

Czytaj dalej „Kartki kartki! Wiosna idzie chyba czyli :)”

Galeria

O babskiej energii, przeżyciach i względności czasu ;)

O matko bosko! Jaki ten blog zapomniany (nagle się okazało!)…
Na swoje wytłumaczenie mam tyle, że jak się próbuje łączyć 3 prace, 2 mieszkania i jeszcze setki różnych malutkich spraw, to człowiekowi doby nie starcza. Naprawdę nie starcza. A jeszcze człowiek też lubi coś przeżyć, coś zobaczyć, czegoś się nauczyć. Ostatnio na przykład poszłam z koleżankami na warsztaty szycia torebek. I uszyłam sobie torebkę – naprawdę całkiem spoko. Muszę jej tylko przyczepić takie tam chwościki i może nawet ją pokażę światu.
Ale – nie będę narzekać, bo dopiero co miałam najcudowniejszy urlop na świecie (kto „podglądał” na instagramie, no kto?) i naprawdę wierzę, że wiosna i nowa energia jest tuż tuż za rogiem. Ale o urlopie może kiedy indziej. Nie wiem w sumie – czy pisanie o urlopie nie jest przypadkiem interesujące wyłącznie dla tego, kto ów urlop przeżył?

Ale – nie o tym miało być, a o Krakowie.
W zasadzie nawet nie o Krakowie, tylko o mediach i warsztatach. Ostatnio warsztatowo sporo się działo (co mnie zarówno zachwyca, jak i jeszcze bardziej skłania do przemyśleń o pilnej potrzebie maszynki do wydłużania doby), a przyznać muszę, że warsztaty dają mi tyle jakiejś takiej magicznej energii, że ho ho. Jest coś tak fajnego w energii kobiet, które wspólnie coś robią. Jakaś głębia, tajemnica, coś ważnego.
Wiadomo – ważne jest przekazywanie wiedzy, uczenie się nowych rzeczy, fajne produkty, fajny projekt. No wiadomo. Ale ja osobiście doceniam bardzo też tę atmosferę, że babki (sorry, że tak feministycznie, ale póki co żaden chłopak do mnie na warsztaty nie przyszedł!) siadają razem i coś robią, ale tez gadają w trakcie o rzeczach przeróżnych. A charaktery mają totalnie wielobarwne i często sprzeczne, a jednak daje się pogadać, no bo się siedzi i robi coś wspólnie. Taka to okazja świetna do poszerzania horyzontów też.
(Tak się jaram i nakręcam, bo jutro kolejne warsztaty w Gdańsku!)

No więc – po tej przydługiej dygresji – były warsztaty z blejtramem mediowym, a że ja często staram się pokazać, ze można podobną pracę zrobić na różne sposoby, to i powstał blejtram numer dwa. Tym razem w żółcio-pomarańczach (cieplutko!), a  z kolei zdjęcie bardzo zimowe. Na poczatku roku spędziliśmy kilka dni w Krakowie i udało się gdzieś tam w przelocie strzelić taką oto słodką foteczkę. Miłe to wspomnienie bardzo!

Czytaj dalej „O babskiej energii, przeżyciach i względności czasu ;)”

Galeria