W ostatni weekend prowadziłam w sklepie Zielone Koty warsztaty. I były to warsztaty dość wyjątkowe. Kameralne – w gronie dziewczyn, które znam już z warsztatów całkiem nieźle. Pełne wrażeń, bo tym razem troszkę zmusiłam je do wyjścia poza ramy, schematy, utarte ścieżki. Kazałam im nieco improwizować – oczywiście w sposób nadal kontrolowany – przeze mnie. Nie obyło się bez mini-kryzysów i chwil zwątpień, ale tym bardziej magiczna była chwila, gdy zwątpienia opadły i powstała radość.
Dużo ostatnio eksperymentuję z różnymi technikami, które owszem – kiedyś już były mi bliskie, ale raczej osobno, a teraz staram się znaleźć dla nich nowe ścieżki, połączenia, sposoby. Dużo kombinuję z kolorami i dużo odważniej macham pędzlem.
Ten rok jest dziwnym rokiem. Pięknym i szczęśliwym, ale też gdybym miała go określić jednym słowem – to byłby to chyba strach. Ten pojawia się częściej niż bym chciała i choć powody są różne, to jednak za każdym razem takie, że nie da się ich zignorować. Nie powinno się! Więc gdzieś tam próbuję odnaleźć się w zasadzie „bój się i działaj”. Może dlatego też z jeszcze większą wdzięcznością delektuję się tym swoim twórczym hobby, które przepięknie pozwala oderwać myśli.
I tak przed tymi ostatnimi warsztatami tworzyłam sobie różne malunki, aby pokazać różne możliwości wynikające z tych samych technik. I zmalowałam między innymi takie dwa „cosie”. Oba w formacie A5. Techniki mieszane.
