Naszyjnik handmade

Czasem potrzebuję odskoczni.
Nie raz pisałam już, że moim zdaniem warsztaty kreatywne to fajna forma spędzania czasu – nie tylko ze względu na naukę i rozwój swoich umiejętności, ale także dlatego, że można popróbować czegoś nowego – czegoś, czego sami nie robimy, albo nie jesteśmy pewni czy robić chcemy.
Jest to też super forma spędzania czasu tak po prostu. Nadal twierdzę, że taki twórczy (nie oszukujmy się – spędzony zwykle wśród kobiet) czas ma dużą wartość socjologiczną.
Wspólne tworzenie ma w sobie pewną magię, nawet jeśli tworzymy coś zupełnie nie w swoim stylu. Jest też okazją do poznawania nowych ludzi. Warto – naprawdę warto inwestować w taki czas dla siebie.
Ja może nie jestem aż tak zmotywowana, żeby próbować wszelkich dziedzin rękodzieła, ale w ostatnich miesiącach zdarzyło mi się na przykład na warsztatach uszyć torebkę… albo wykonać od zera naszyjnik.

Tak tak – skorzystałam z okazji, że Guriana prowadziła warsztaty w Gdyni i poszłam sobie zrobić nowe biżu. A co!
Miałam już małą próbkę – byłam kiedyś na warsztatach Doroty z lutowaniem, ale wtedy wykonywałam noteso-książkę, która zresztą szybko powędrowała w bardziej odpowiednie dla niej ręce. Teraz tematem przewodnim był naszyjnik i bardzo mnie to ucieszyło. Zanim zaczęłam się interesować kartkami, scrapbookingiem i generalnie papierowym rękodziełem, to coś tam sobie dłubałam biżuteryjnie. Nawlekałam koraliki na druciki i takie tam. Pokrywanie cyną, lutowanie, wybijanie struktury młotkiem – to jednak tematy, po które nigdy nie sięgnęłam. I powiem szczerze – podoba mi się to szalenie, ale jednocześnie raczej sama w domowym zaciszu po takie formy prędko nie sięgnę. Zbyt dużo jest rzeczy, które mnie interesują, zbyt wiele materiałów, które już kiedyś zakupiłam, a teraz leżą zapomniane, bo słomiany zapał zgasł. Staram się rozwijać i próbować nowych rzeczy, ale mocno się powstrzymuję przed takimi, które wymagają jakichś większych inwestycji, sprzętu itp. Zwłaszcza gdy nie jestem pewna, czy z czegoś będę korzystać często, czy może skończy się na jednej próbie.
Tym bardziej doceniam więc możliwość pracy z obcymi mi technikami na przykład na warsztatach.

Mój nowy naszyjnik prezentuje się całkiem zacnie i powiem szczerze – lubię go i noszę całkiem często. Nie bardzo jednak miałam pomysł, jak to jego piękno uchwycić na zdjęciach. A to troszkę wstyd! Kiedyś fotografia pociągała mnie bardzo. Godzinami testowałam, próbowałam, bawiłam się świetnie zarówno przy robieniu zdjęć, jak i później przy ich obróbce. Ale od dłuższego czasu moja przygoda z fotografią ograniczała się tylko do robienia zdjęć moich prac. Zwykle w pośpiechu, na ostatnią chwilę – tak, żeby było ładnie, ale bez jakiegoś specjalnego zacięcia. W głębi duszy troszkę mnie to wkurzało, ale z braku czasu nie bardzo widziałam możliwość, żeby to zmienić.
Aż tu nagle otworzyły mi się jakieś nowe klapki w mózgu i znów mi się chce. I tak całkiem niespodziewanie kilka dni temu pobawiłam się trochę w mini-aranżacje i powstało trochę naszyjnikowych zdjęć. Chyba całkiem fajnych.  Czyż nie?

I jeszcze jedno zdjęcie – nieco inne. No tutaj to troszkę już mnie poniosło z kompozycją na kuchennym blacie… Ale znów – efekt naprawdę mi się podoba. Jest chyba taki lekko bajkowo-magiczny?

Galeria