Rozedrganie

Ha! Ostatni czas jest jakiś taki mocno kreatywny. Dużo pomysłów, dużo wewnętrznych zmagań, dużo eksperymentów. Masz czasem tak, że czujesz, że choć bywa trudno, to właśnie jest jakiś moment przełomowy? Jakiś taki skok rozwojowy?
Ja czasem tak miewam.

Z jednej strony – nadal gdzieś w środku sobie skrycie marzę o jakimś takim uporządkowaniu. Chciałabym nic nie musieć, nie martwić się zbytnio, siedzieć sobie gdzieś w jakimś wymarzonym przytulnym domku, z wymarzoną czyściutką i przestrzenną pracownią (wyobrażam sobie, że teraz każdy, kto choć trochę kocha mixed-media, parska śmiechem czytając słowo „czyściutką”) rodem prosto z kanałów jutubowych tych amerykańskich scraperek, co mają pracownie zaopatrzone mniej więcej tak, jak małe scrapowe sklepy. Mogłabym sobie wstawać rano, medytować, ćwiczyć jogę w ogrodzie (logicznym jest bowiem, że przytulny domek umiejscowiony byłby raczej w rejonach, do których zima nie dociera), witać się ze słońcem pokłonami, na tarasie spożywać nasiona chia czy inne super trendy wynalazki, a potem z kubkiem pysznej kawy / herbaty / czegokolwiek (chociaż chyba właśnie znów porzuciłam kawę i herbatę. Spożywam za to hektolitry wody z cytryną i imbirem) i w spokoju mogłabym po prostu oddawać się przyjemności tworzenia.
Owszem. Czasem dopada mnie taka wizja i co ciekawe – jeszcze nie porzuciłam całkowicie myśli, że kiedyś się chociaż częściowo spełni. Ba! Myśl ta jest mi dziś bliższa chyba niż kiedykolwiek, choć nadal nie bardzo wiem, jak by się to wszystko miało ułożyć, żebym w tym oddalonym od wszelkiego zimna domku wylądowała…

A tymczasem...

Rzeczywistość dość znacznie odbiega od tych cukierkowych wyobrażeń. Wciąż albo gdzieś latam, biegam, załatwiam, albo zmęczona padam i się wyłączam na dzień czy dwa, w związku z czym później mam natłok roboty i brak czasu na sen. Dni lecą jakoś tak z roku na rok coraz szybciej. Pamiętam – gdy byłam dzieckiem, czas płynął bardzo powoli. Rok – liczony najczęściej od wakacji do wakacji – trwał i trwał, pełen był wrażeń, zdarzeń, poznawania nowych rzeczy. Teraz zaś czasami mam wrażenie, że tylko mrugnę i już przeleciał następny dzień… Marzenie o dobie wydłużonej do 48 godzin towarzyszy mi coraz częściej.
Ale myślę sobie, że to właśnie po prostu taki czas. Nadal dobry czas – nadal dużo się dzieje, nadal się uczę, rozwijam, nadal coś robi na mnie wrażenie.
I nawet powoli uczę się nie mieć wyrzutów sumienia, że kiedy coś mnie fascynuje, wciąga i nakręca, to wbrew zdrowemu rozsądkowi jestem w stanie zarwać noc. Widocznie taki już mój styl. No co poradzisz.

„…Że upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem…” – Myslovitz „Mieć czy być”

Nagłe skojarzenie takie. I flashback. I dygresja. Dwa razy na przestrzeni ostatnich 11 lat ta piosenka usłyszana w taksówce zaparła mi dech w piersiach. Ze względu na okoliczności, towarzystwo i fragment tekstu. Z dwóch bardzo różnych powodów.
Głowę mam pełną takich flashbacków i nie zamieniłabym ich nigdy na żadne uporządkowane domki, ogródki i baseny.
To może ja już lepiej zostanę w swoim rozedrganiu.
Zwłaszcza że ostatnio w tym całym moim zakręconym chaosie pojawiają się coraz ciekawsze propozycje i wyzwania. I szczerze mówiąc troszkę się ekscytuję!

A tagi powstały jako inspiracja dla Studio Forty. Stempelki wykorzystałam do urozmaicenia tła i stworzenia ozdobnych napisów. Taki nastrój na chłodną kolorystykę miałam. Trochę nawet chyba nietypową jak na mnie.
Ale już za chwileczkę już za momencik powrót do soczystych kolorów. Właśnie mediowe tagi będą tematem kolejnych warsztatów. W najbliższych tygodniach zobaczymy się w Gdańsku, Poznaniu i Warszawie. Już się nie mogę doczekać!

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Obrazek