O moim grudniowym art journalu już pisałam tutaj. Mamy dzień 16-ty, a ja codziennie robię nowy wpis. I mam ich już szesnaście. Niesamowite jest to dla mnie – osoby, która z systematycznością ma problem ogromny. Zwłaszcza w grudniu, gdy przecież zawsze tyle innych rzeczy jest jeszcze do zrobienia! Nawet na dwudniowe wyjazdowe szkolenie zabrałam ze sobą journal i dłubałam w hotelu. Nie są to może strony najpiękniejsze, czy najbardziej dopracowane, ale właśnie wcale nie muszą takie być. Prawda jest taka, że jeśli będę miała w danym dniu ochotę napisać jedno słowo na środku kartki i nic więcej… to też jest jak najbardziej ok.
Dziś strony z dni 4-7. Za każdym wpisem stoi jakaś historia, jakaś myśl, jakieś wspomnienie. I to jest właśnie najlepsze.
