Tagbook na wspomnienia

Spontanicznie dość zapragnęłam minialbumu.

A było to tak – zmęczona byłam niemiłosiernie, ta zima daje mi się we znaki jak wiem co – ciągłe zmęczenie, podziębienie, niewyspanie. Niby były święta i trochę odpoczynku, ale jakoś nie odczułam, bo do ostatniej niemalże chwili walczyłam z firmowymi sprawami i milionem rzeczy do załatwienia po pracy. Później było kilka dni w Krakowie (ach! jakże się zakochałam w Krakowie i jakże pragnę być tam znowu. I będę jeszcze w tym roku na pewno!) i niby odpoczynek, ale też tak naprawdę dni wypełnione od A do Z – oczywiście wypełnione przyjemnościami, ale jednak stosunkowo mało czasu na sen… A teraz powoli kończy się styczeń, a ja już myślę OBY DO WIOSNY!
Ba! Już nawet wiosenno-letnie buty kupiłam z rozpędu…

No więc zmęczona byłam niemiłosiernie i jakoś bez weny, bez zapału, bez tej iskry. I wpadła Kasia, która miała mi tylko na chwilkę coś podrzucić… I tak od słowa do słowa babska dobra energia zaczęła krążyć, dobre samopoczucie wracać, dusza się uspokajać i… kilka godzin później (w nocy znaczy!) już sobie twórczo działałam przy moim zagraconym biureczku.

Uwielbiam takie momenty, bo przypominają mi tak bardzo o tym, że tworzyć uwielbiam i te chwile w samotności są bardzo cenne, ale żeby tworzyć – trzeba mieć też odpowiednie „paliwo”, a to najlepiej jest czerpać z różnych źródeł, bo wtedy właśnie jest szansa, że „zapalą” nam się jakieś nowe lampki w mózgu.

I tak oto powstał minialbum w kształcie taga – tak zwany „tagbook”.
Całkowicie mediowy – bez żadnych scrapowych papierów. Za to dużo dużo farb. Dużo zabawy. Dużo fajnych technik. Strasznie go lubię!

Albumik ten wzorowany nieco w sumie na albumiku sprzed… Ha! No właśnie. Czas na przydługą dygresję…
Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś był tu też inny blog – kilka lat go prowadziłam skrupulatnie i namiętnie. A potem miałam zryw i potrzebę stworzenia czegoś nowego i powstał ten. Ale tamten stary nadal sobie wisiał – tak ku pamięci, w ramach jakiegoś takiego poczucia, że przecież może się kiedyś przyda. Ostatnio skasowałam go jednym kliknięciem myszki. Nie dlatego, że mnie wkurzał, nie nie. Problemy techniczne, próba włamu, ogólne poczucie, że i tak nic z nim nie robię… I pomyślałam sobie, że za dużo jest takich starych rzeczy, których się trzymam kurczowo, a wcale z nich nie korzystam. No i masz – mogłabym tutaj zalinkować starą notkę z tamtym albumem. A nie mogę.
Na szczęście technologia jest moim przyjacielem. Instagram mówi, że dwa lata temu to było:

Tamten albumik był nieco inny. Koncept podobny, ale wykonanie i materiały inne. Ale o dziwo jest tu też pewne mentalne połączenie – tamten albumik był głównie o kobietach.
Tak czy siak – jest. Nowy. I mam ochotę też trochę podzielić się nim ze światem.
Zatem warsztaty – na początek w Gdańsku:

Obrazek