ZEN

mandala

Kiedy próbuję się skupić; kiedy słucham; kiedy zmuszona jestem siedzieć cicho przez dłuższy czas, a nie mam pod ręką komputera ani telefonu. Kiedy tylko nadarza się okazja. Kiedy mam wolny wieczór i chcę się odciąć, wyciszyć, totalnie pogrążyć w chilloucie.

Wtedy sięgam po doodlowanie.

Poranne narady 😉 #intheoffice #work #creative #kreatywnie #doodles

Film zamieszczony przez użytkownika Anna Iwanowska (@anai_pl)

Czasem są to szlaczki, czasem kwiatki, czasem jakieś bazgrołkowe tła. Od dawien dawna mam jednak słabość do mandali. Temat wraca do mnie co jakiś czas, pochłania, potem odpuszcza. Coś tam sobie rysuję, planuję, chcę więcej… A potem zapominam, albo skupiam się na czymś innym (to jeden z moich większych problemów – pracowy i życiowy multitasking potrafi mnie czasami przygnieść i sprawić, że zapominam, co właściwie chcę robić). Ale z czasem i tak mandalowy zew (ZEN?) to do mnie powraca.

Ostatnio sporo mam spotkań, na których muszę siedzieć i słuchać z notatnikiem w dłoni. Więc też dużo bazgrzę. Czymkolwiek – długopisem, cienkopisem, ołówkiem. I tak się w tym bazgraniu rozkręciłam, że przeniosłam się z moimi mandalami do art journala.
Art journal, to dla mnie taki rodzaj pamiętnika będącego jednocześnie polem do eksperymentów. I to już trochę inna para kaloszy, bo i kolorowanie i cieniowanie i wykończenia. Parę godzin mija nie wiadomo kiedy, ale za to mózg przyjemnie wypoczęty. Polecam!

Dziś pokażę mandale dwie

Pierwsza spokojniejsza, nieco mroczna, doświadczona przez życie… dla scrapki.pl:

Druga nieco szalona, radośnie rozbrykana, ze stemplowanym tłem dla Studio Forty:

Kolejne już czekają na kolorowanie. Zabawa w sam raz na jesienne wieczory.

A Ty? Gdzie znajdujesz swój ZEN?

 

Obrazek